Tytuł: Płonące ziemie
Autor: Bernard Cornwell
Cykl: Wojny wikingów
Tom: 5
Tłumaczenie: Mateusz Pyziak
Wydawnictwo: Otwarte
Premiera: 15.05.2019 r.
Duńczycy wciąż zagrażają królestwu Alfreda: jarl Haesten przywiódł do wybrzeży Wessexu osiemdziesiąt okrętów, a kilka tysięcy wikingów pod wodzą Haralda Krwawowłosego pustoszy Kent. Uhtred, dowodzący teraz załogą Londynu, chce walczyć z Haestenem, ale z woli władcy układa się z nieprzyjacielem. Alfred rozkazuje mu też wyruszyć do Aescengum – tam bowiem zamierza rozgromić armię Krwawowłosego. W drodze do warowni Uhtred rozbija oddział dowodzony przez piękną i niebezpieczną Skade, kochankę i wieszczkę Haralda.
Uhtred ma już 36 lat. Dużo się w nim zmieniło od czasu, kiedy mieliśmy okazję poznać go w pierwszym tomie. Wciąż jednak miota się pomiędzy przynależnością go Wikingów, którą czuje w swoim sercu, a lojalnością do Króla Alfreda. Pomimo tego, że chciałby wrócić do Dyńczyków, to tego nie robi, gdyż dane słowo Królowi, który swoją drogą traktuje go, w moim odczuciu, jak nic nie wartego śmiecia, i honor mu na to nie pozwalają. Kiedy więc wrogie armię znów zagrażają Anglii, wiadome jest, że to Uhtred zostanie wysłany naprzeciw nim. Tym razem nie ma on jednak walczyć z jarlem Haestenem, a dojść z nim do porozumienia. Król Alfred nic jednak nie wspomina o drugim najeźdźcy, Haraldzie Krwawowłosym. Wszystko wskazuje na to, iż będziemy mieli okazję towarzyszyć Uhtredowi w kolejnych bitwach.
Nie mogę uwierzyć, że to już piąty tom przygód Uhtreda z Babbengura i pewnie nim się obejrzę, to będzie już koniec tej wspaniałej przygody. Po poprzednim, troszkę gorszym w moim odczuciu tomie, Bernard Cornwell wrócił ze zdwojoną siłą. Pokazał mi, że ta seria w dalszym ciągu potrafi zmieść człowieka z powierzchni ziemi. Dodatkowym atutem jest tutaj postać Skade, która jest największym plusem tego tomu. Skade to wiedźma, która najpierw oczarowuje człowieka swoim pięknym wyglądem tylko po to, żeby zaraz śmiertelnie go wystarczyć, rzucanymi przez siebie klątwami. To taka kobieta, która dobrze wie, czego chce, a żeby to osiągnąć, gotowa jest zrobić absolutnie wszystko. Bardzo ostra postać, której niczego nie brakuje.
Bernard Cornwell nie zwalnia i po raz kolejny ukazuje nam swoje brutalne oblicze. Albowiem mam wrażenie, że w tym tomie krwawe bitwy nie mają końca. Jedna goni druga, a każda następna jest jeszcze lepsza od poprzedniej. W dodatku język, jakim posługuje się autor, jest niesamowicie plastyczny. Potrafi genialnie przejść ze scen batalistycznych, do rozmów o pokoju czy Bogu. O tym właśnie zapomniałam wam wspomnieć przy poprzednich tomach. Te książki bardzo dużo mówią o sprawach religijnych. Z jednej strony mamy Duńczyków, którzy wierzą w różnych Bogów, a z drugiej strony mamy Chrześcijan, którzy chcieliby wszystkich nawrócić na "tą jedyną słuszną wiarę".
Bardzo się cieszę, że wydawnictwo otwarte zdecydowało się na wznowienie tej serii. Jestem pewna, że gdyby nie nowa szata graficzna, to bym po nią po prostu nie sięgnęła, bo nawet bym o niej nie wiedziała. "Płonące ziemie" to kolejna dobra książka tego autora, która miażdży nas swoją brutalnością i siłą. Świetni bohaterowie, z którymi mamy ochotę w dalszym ciągu iść przez tą historię, zaskakują nas na każdym kroku. Coś niesamowitego.
Ocena: 8,5/10
to totalnie nie moje klimaty! ale moze kiedyś najdzie mnie ochota...
OdpowiedzUsuńDobrze że kolejne książki trzymają poziom, teraz nie bardzo mam czas by sięgać po tak rozbudowaną serię, ale kiedyś spróbuję przeczytać
OdpowiedzUsuńWydanie jest piękne i mam nadzieję, że dzięki temu, więcej osób pozna twórczość autora.
OdpowiedzUsuń