Tytuł: First Last Song
Autor: Bianca Iosivoni
Seria: First
Tom: 4
Tłumaczenie: Joanna Słowikowska
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans, new adult
Wydawnictwo: Jaguar
Premiera: 08.04.2020 r.
Grace to dziewczyna, o której wszyscy myślą, że ma wszystko. Jest piękna, mądra, ma cudowny głos i uśmiech na twarzy. Momentami może wydawać się nieco zamknięta w sobie, ale nauczyło ją tego życie. Rodzice dawali jej wszystko, prócz jednego - miłości. Ojca nigdy nie było w domu, a matka miała fioła na punkcie wyglądu i konkursów miss, a Grace nigdy nie była dla niej dość dobra. Dzięki temu dziewczyna ma wielkie kompleksy dotyczące swojego ciała. Kiedy jej nowy facet kieruje w jej stronę nieprzyjemny komentarz, Grace postanawia zapisać się na siłownię. Prosi o pomoc swojego kolegę, Masona, którego osobiście uważa na seksistowskiego dupka. Kiedy Grace dołącza jako wokalistka do zespołu Masona, przekonuje się, że chłopak tak na prawdę ma dobre serce i wiele zyskuje przy bliższym poznaniu. Jest jednak z nim jeden problem. Ma dziewczynę, za którą nikt nie przepada, bo często zachowuje się jak wariatka. Czy Grace i Mason wplączą się w miłosny trójkąt?
To już ostatni tom z serii "First" i na prawdę przykro mi z tego powodu. Ja ogólnie raczej nie przepadam za książkami, które miejsce mają na uczelniach. Kiedyś takich powieści wyszło na prawdę dużo i jakoś później mi się to przejadło. Tą serię jednak polubiłam, bo każda książka opowiada o innych parach z grupki przyjaciół, a ja lubię takie rozwiązania. Nie mamy ciągnięcia akcji jednych bohaterów przez niewiadomo ile czasu, ale z drugiej strony możemy o nich wyłapać jakieś smaczki w kolejnych tomach. Bianca Iosivoni na prawdę poradziła sobie na tym polu, bo jest bardzo konsekwentna. Jaki bohater był na początku, taki zostaje do końca. Czyli jeżeli ktoś był dupkiem, to nie robi go w następnych tomach miękką kluską. Dla mnie to bardzo ważne, bo nie lubię niewyjaśnionych zmian w zachowaniu bohaterów.
Pierwsze, co tutaj mnie ujęło, to oczywiście motyw muzyki. Wszystkie książki, w których on się pojawia, czytam z zapartym tchem. Dzięki temu mam wrażenie, że mogę jakoś bliżej zżyć się z boharami, wydają mi się bardzej realni. Przez muzykę przechodzą emocje, które wyzierają ze stron tej powieści. To dzięki niej dwójka osób, które w innych okolicznościach mogłyby się do siebie nie zbliżyć, zaczynają coś do siebie czuć. A między nimi na prawdę jest wielka chemia. Nie to, co między Masonem, a jego, pożal się Boże, dziewczyną. Jak ta wariatka grała mi na nerwy, to szkoda języka strzępić. Obrażała się o wszystko, zazdrosna była o wszystkich i myślała, że jest Panią świata. Jak takie laski mnie w książkach wkurzają.
Oczywiście autorka nie mogła nie wpleść jakiegoś rodzinnego wątku. W każdym z tomów pojawiają się jakieś problemy na tle rodziny i tutaj nie mogło tego zabraknąć. Matka Grace ześwirowała na punkcie wszelkich wyborów piękności, więc wygląd jest dla niej bardzo ważny. Nie interesowało ją to, co na ten temat myśli Grace, ona chciała decydować za nią. Co chwilę dogadywała córce, że zgrubła, że nie wygląda tak, jak powinna, że musi mniej jeść, bo nigdy nie będzie idealna. Jednym słowem zawsze musiała się o coś przyczepić. Przez to Grace popadła w straszne kompleksy, ma zaniżoną samoocenę i czasami zamyka się w sobie. Jak bym spotkała tą kobietę, to bym jej powyrywała wszystkie włosy z głowy, może by się czegoś nauczyła.
"First last song" to dobre zaliczenie serii, za którą na pewno będę tęsknić. Pełna uczuć, chemi między bohaterami i wszechogarniającej muzyki. Zdecydowanie trafiła do mojego serca.
Ocena: 8/10
Na pewno przeczytam bo mam zamiar :D
OdpowiedzUsuńMój blog